poniedziałek, 20 sierpnia 2012

II

You've been up all night, and the night before
You've lost count of drinks and time


Od kilkudziesięciu minut leżałam w wannie, nie zważając na to, że woda dawno zdążyła wystygnąć, a po pachnącej pianie nie było już śladu. W tle Bon Iver śpiewał mi kolejną piosenkę o bolesnej miłości, a ja szeptałam znajome słowa, myśląc o Jamesie. Przeprowadzka do Nowego Jorku miała mi pomóc o nim zapomnieć, pozwolić odciąć się od przeszłości, zostawić ją za sobą i iść naprzód, ku lepszej przyszłości bez Jamesa. Póki co, działo się jednak zupełnie odwrotnie. Od kiedy zabrakło mi tego cienia nadziei, że miniemy się gdzieś na ulicy czy przez przypadek spotkamy na tej samej imprezie, co czasami miało miejsce w Las Vegas, zaczęłam za nim tęsknić bardziej, niż kiedykolwiek przedtem. Nie miał racji ten, kto powiedział, że najgorszą rzeczą na świecie jest siedzieć koło ukochanej osoby i wiedzieć, że ona nigdy nie będzie twoja. Nie, dużo gorszym uczuciem było przebywać setki kilometrów od niej, nie mogąc pozbyć się myśli, że może gdyby siedziałoby się przy niej dostatecznie długo, coś by się zmieniło. Tak właśnie czułam się w tym momencie, będąc sam na sam z tymi wszystkimi wspomnieniami. Nigdy nie twierdziłam, że bycie przy Jamesie z  wiedzą, że dla niego jestem w najlepszym razie przyjaciółką, było dla mnie łatwe, ale mogłam się z nim spotykać, słyszeć jego wiecznie zachrypnięty głos, widzieć ten promienny uśmiech, sposób, w jaki oblizuje wargi i przeczesuje dłonią włosy w odcieniu piaskowego blondu, czasami doświadczyć nawet dotyku jego ciepłych dłoni, poczuć zapach, a to wszystko sprawiało, że w głębi serca wciąż tliła się nadzieja. I nawet jeśli była jedyną rzeczą, jaka mi pozostała, to wolałam mieć ją będąc przy nim.
Podjęłam jednak decyzje, czy może raczej popełniłam błędy, jakkolwiek by je nazwać, dały się odczuć tak samo. Zdawałam sobie sprawę, że jest stanowczo za wcześnie na wyciąganie wniosków i zastanawianie się, co dalej zrobić z życiem. Od przeprowadzki minął zaledwie miesiąc. Po takim czasie nie należało spodziewać się cudów, tym bardziej, że cały zapał, jaki w sobie miałam przyjeżdżając tutaj, stanowczo za szybko ze mnie uleciał. Wiedziałam jednak, że wkrótce trzeba będzie się pozbierać, przestać zastanawiać się, co by było, gdyby i zająć się sobą. Liczyłam, że może powrót Claire jakoś zmotywuje mnie do działania i sprawi, że skupię się na tym, po co tu jestem, zamiast spędzać całe dnie w czterech ścianach, wpatrując się w obrazy, których nigdy nie będę w stanie dokończyć.
Nagle muzyka ustała i zrozumiałam, że leżałam w wodzie tak długo, że zdążyłam odsłuchać wszystkie piosenki z płyty. Cóż, to był chyba najwyższy czas, aby zakończyć kąpiel.  Leniwie wyszłam z wanny, wycierając się puszystym ręcznikiem i zakładając szarą, rozwleczoną bluzę. Zbliżał się już wieczór, ale wciąż było za wcześnie, żeby pójść do baru, więc musiałam znaleźć sobie zajęcie na najbliższą godzinę lub dwie. Nie miałam zamiaru spędzić tego czasu przed szafą, zastanawiając się co ubrać. Nie zależało mi na wyglądzie. Nie tam.
Weszłam do pokoju i od razu natrafiłam na  tą przeklętą sztalugę z czymś, czego nie dało się nazwać obrazem. Stanęłam przed nią uświadamiając sobie, że nawet nie pamiętam, jaki był mój zamysł, kiedy kładłam na płótno pierwszą warstwę farby. Jakikolwiek by nie był, teraz te bohomazy zupełnie do mnie nie przemawiały.Wpatrywałam się w kolorowe plamy, wspominając tych wszystkim malarzy, którzy nie zostali docenieni za swojego życia i umarli w przeświadczeniu, że są nikim. Nie chciałam tak skończyć, żaden artysta by nie chciał.
Usiadłam na fotelu, sięgając po torebkę, którą miałam ze sobą zeszłego wieczoru i wyjęłam z niej szkicownik. Spojrzałam krytycznym okiem na dwa rysunki wykonane w barze. Wyglądały dość niedbale z małą ilością detali, ale za to podobał mi się fakt, że udało mi się dość dobrze uchwycić światło i cień. Może to był właśnie pierwszy krok do pozbycia się niemocy, która mnie ostatnio ogarnęła. Szczerze na to liczyłam, bo pierwszy raz od długiego czasu byłam tak podekscytowana wizją tworzenia. Chciałam już siedzieć w barze, przy kuflu piwa z malinowym sokiem, i rysować wszystko po kolei. Uwieczniać  na papierze trudną do uchwycenia atmosferę tego wyjątkowego miejsca, dla którego czas zatrzymał się gdzieś w połowie zeszłego stulecia.
Trzeba naostrzyć ołówki...


Idąc do baru w poniedziałkowy wieczór, byłam przekonana, że będzie on świecił pustkami, a moimi jedynymi towarzyszami zostaną emeryci znudzeni przesiadywaniem przed telewizorem. Jednak z momentem wejścia do środka zobaczyłam, jak bardzo byłam w błędzie. Oczywiście, przy swoim stoliku dziadkowie grali w karty, zupełnie jakby byli stałym elementem wystroju tego miejsca, ale jak na moje oko, wokół siedziało jeszcze więcej osób niż poprzedniej nocy. Szybko spostrzegałam, że mój stolik z wczoraj zajęli jacyś ludzie, więc po zamówieniu drinka musiałam rozejrzeć się za innym miejscem. Znalazłam je na lewo od baru, tuż przy ścianie i z doskonałym widokiem na cały lokal. Wprost wymarzone miejsce dla kogoś, kto niekoniecznie przyszedł tu tylko na piwo. Usiadłam na miękkim krześle obitym czerwoną tapicerką i wyjęłam z torby szkicownik.
Nie od razu chwyciłam za ołówek. Na początku jeszcze raz przyglądnęłam się temu, co narysowałam dzień wcześniej i zastanowiłam się, na których elementach wnętrza warto byłoby się skupić. Miałam dużo czasu i pustych kartek do zapełnienia, dlatego mogłam siedzieć tutaj dopóki właściciel nie dojdzie do wniosku, że najwyższa pora zamykać.
Podniosłam wzrok znad szkicownika i od razu go zauważyłam. Stał tam, jak wczoraj, oparty o bar i ze szklanką whisky, mieszając w niej i sprawiając, że kostki lodu postukiwały o jej ścianki. Światło padało idealnie na jego twarz z profilu. Był wpatrzony w trzymaną w dłoni szklankę i nie dało się oprzeć wrażeniu, że coś go trapi.  Zastanawiałam się czy też jest stałym bywalcem tego baru, jednak trudno było to oceni, gdyż nikt nie zwracał tu na nikogo uwagi. Każdy miał swój powód, by tu przebywać, i każdy zdawał się szanować to, że są ludzie, którzy nie lubią dzielić się swoimi zmartwieniami z innymi. Nie ukrywam, że bardzo mi się to podobało. Mogłam spokojnie rysować, nie przejmując się natrętami koniecznie chcącymi zobaczyć, co robię.
Sięgnęłam w końcu po odpowiedni ołówek, spojrzałam na mojego modela i zaczęłam szkicować. Perfekcyjnie prosty nos, wąskie usta, trzydniowy zarost na policzkach, niedbale ułożone włosy. Miał w sobie coś intrygującego, coś co sprawiało, że nie mogłam przestać mu się przyglądać.
Coś, co kazało mi wierzyć, że jeśli przyjdę tu następnego dnia, on także będzie stał przy barze czekając, aż zapełnię mój szkicownik jego portretami.


I faktycznie tak było. Już kolejny wieczór z rzędu spędzałam w Gilbert’s, popijając kolorowe drinki i rysując. Od dawna nie czułam takiej chęci, nie, potrzeby tworzenia, że ołówek wręcz sam sunął po kartce. A mój model wciąż siedział w tym samym miejscu, sącząc whisky i zachęcając mnie do poświęcania mu kolejnych stron mojego szkicownika.
Tym razem, chociaż ciężko było mi się skupić na kimkolwiek innym, postanowiłam wykonać rysunek starszych panów grających w karty, którzy zauważyli, że pojawiam się często w barze i zapytali czy nie chciałabym do nich dołączyć. Odmówiłam jednak grzecznie, bo gdybyśmy zagrali w pokera, musieliby mi oddać całą swoją emeryturę. Tak to jest, kiedy pochodzi się z Las Vegas.
Kiedy jednak wypiłam drinka i spojrzałam na szkic, doszłam do wniosku, że potrzebuję chwili przerwy. Po tylu dniach intensywnego rysowania zaczynał boleć mnie nadgarstek. Rozmasowałam go drugą dłonią, lecz niewiele to pomogło. Sięgnęłam do torebki i odszukałam w niej paczkę papierosów. Na co dzień raczej nie paliłam, raczej tylko na imprezach, ale zawsze miałam przy sobie paczkę marlboro, tak na wszelki wypadek. Czasami podczas malowania nachodziła mnie chęć na papierosa, i tak samo czułam się w tej chwili, dlatego wyszłam na zewnątrz. Wspięłam się po tych kilku stopniach i oparłam o balustradę. Znowu było zimno, a ulica, nie licząc kilku osób stojących na przystanku autobusowym, praktycznie pusta. Tym razem poszłam jednak po rozum do głowy i byłam ubrana zdecydowanie bardziej odpowiednio do pogody. Wyjęłam z paczki papierosa i spostrzegłam, że moja cała prawa dłoń jest brudna od ołówka. Cholera, pewnie nawet nie miałam przy sobie chusteczek. Znowu wsunęłam dłoń do torebki, przeszukując kieszonki w poszukiwaniu zapalniczki. Znalazłam ją po dłuższej chwili, lecz szybko okazało się, że nie działa. Z papierosem w ustach rozejrzałam się dookoła. Mogłam podejść i zapytać kogoś na przystanku czy nie mógłby mi pożyczyć swojej, ale byłam typem osoby, która jeśli naprawdę nie musi, nie wchodzi w interakcje z obcymi ludźmi. Zdecydowałam się zatem jeszcze raz spróbować, oczywiście bez rezultatu.
-Palenie szkodzi zdrowiu- usłyszałam w momencie, kiedy przed moim nosem pojawiła się dłoń z zapalniczką.
-O, dzięki- wykrztusiłam, zrozumiawszy, że gapię się na mojego wybawcę stanowczo za długo. Nie było jednak łatwo przestać, zważając na fakt, że stał przede mną mój model z baru, a ja, jak zwykle w takich sytuacjach, nie miałam pojęcia co powiedzieć. Dlatego też usilnie starałam się patrzeć na cokolwiek innego, byle nie jego twarz i próbowałam wyjaśnić niezręczną ciszę tym, że jestem zajęta zaciąganiem się papierosem.
On, stanąwszy obok, również zaczął palić, a ja zerkałam ukradkiem, nie mogąc do końca uwierzyć. Nie chodzi tylko o fakt, że dopóki siedział wpatrzony w swoją szklankę whisky, wydawał mi się taki nierealny. Bardzo mi kogoś przypominał, ale za nim nie mogłam przypomnieć sobie kogo. Nie miałam pamięci do twarzy.
-Trochę chłodno, co?- zagaił, chcąc najwyraźniej pozbyć się dziwnego napięcia wiszącego w powietrzu.
-Trochę- potwierdziłam dyskretnie lustrując go od góry do dołu. Miał na sobie czarne buty, jeansy i jasną koszulę z krótkim rękawem. Faktycznie, mogło mu być chłodno.
Wydmuchałam dym w ciemność nocy i oblizałam usta. Ciągle wydawało mi się, że mężczyzna stara się nawiązać ze mną kontakt wzrokowy, ale nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy. Czułam się onieśmielona, jak zawsze w towarzystwie osobników przeciwnej płci.
-Nie przywykłem do tego- wyznał, gasząc papierosa o balustradę.
-Cóż, to tak, jak ja. Jestem przyzwyczajona do bardziej pustynnego klimatu. -Nie mam pojęcia, dlaczego cokolwiek mu o sobie powiedziałam. W końcu byliśmy dla siebie obcymi ludźmi, chociaż w pewnym sensie był mi bliższy, niż mógłby przypuszczać.
-Daj mi zgadnąć, jesteś z Arizony, tak?
Zgasiłam papierosa i pierwszy raz spojrzałam mu prosto w oczy.
-Pudło. Nevada.- Zeszliśmy po schodach, a on przepuścił mnie w drzwiach jak prawdziwy dżentelmen. -Las Vegas, dokładniej rzecz ujmując.
-To ciekawie się złożyło- stwierdził, nie rozwijając jednak myśli.
Korzystając z tego, że staliśmy już przy barze postanowiłam zamówić jeszcze jednego drinka. On usiadł na swoim miejscu, ja wzięłam szklankę i wróciłam na swoje. Nie odezwaliśmy się do siebie już słowem.
Raz tylko, gdy oderwałam się na chwilę od rysowania zauważyłam, że na mnie zerknął, uśmiechając się przy tym serdecznie. Odwzajemniłam uśmiech. Jedyne czego się obawiałam, to że pewnego razu podejdzie do mnie pytając, czy mógłby się przysiąść lub postawić mi drinka.
Nie chciałam tego, nie chciałam, żeby ktoś zakłócał mi spokój w tym miejscu. Tutaj byłam tylko ja, szkicownik i ołówki. Nikogo więcej w tym trójkącie nie potrzebowałam.


Wróciłam do domu w środku nocy, pierwszy raz od dłuższego czasu z poczuciem, że naprawdę chce mi się spać. Szybko umyłam się i przebrałam w luźną koszulkę, gotowa położyć się na moim tak zwanym łóżku i w końcu zasnąć.
A może nawet śnić, co nie zdarzyło mi się już od miesięcy.
Zapaliłam światło w sypialni i oczywiście pierwszą rzeczą, jaką ujrzałam, byłam sztaluga rozstawiona na samym środku pomieszczenia. Stanęłam przed nią i spojrzałam zrezygnowana na nic nie przedstawiające plamy farby rozsmarowane na płótnie.
Tym razem jednak było inaczej, jakby gdzieś w mojej głowie w końcu zaświtała idea, co z tym zrobić. To było coś silniejszego ode mnie, coś, co kazało mi natychmiast sięgnąć po farby i chociaż spróbować.
I tak, z pierwszym pociągnięciem pędzla nagle zapomniałam, jak bardzo chciało mi się spać.

1 komentarz:

  1. Podoba mi się ta historia,wciągnęła mnie tak że przeczytałam dwa rozdziały jednym tchem. Czekam na więcej! :)

    OdpowiedzUsuń